O mojej chorobie dowiedziałem się po raz pierwszy w 1998 roku, kiedy w szpitalu wojskowym (powołanie do służby wojskowej po studiach) wykryto u mnie Hbs. Tamtejszy lekarz orzekł niezdolność do służby wojskowej, oraz zalecił natychmiastowe skontaktowanie się z przychodnią hepatologiczną.
Nikt nie jest mi w stanie powiedzieć kiedy i jak mogłem się zarazić. Jest duże prawdopodobieństwo, że nastąpiło to podczas mojej operacji (jako 8 letnie dziecko) w nieistniejącym już Szpitalu Dziecięcym, kiedy wycinano mi ropień w tzw. „noso-gardle”. Możliwym jest tez zakażenie mnie podczas badań alergicznych. Wynikałoby z tego, że żyłem z wirusem Hbs już od 8 roku życia.
Trudno mi oceniać, czy ktoś popełnił świadomy błąd, ale jedno jest pewne, żaden z lekarzy przez 12 lat nie zainteresował się poważnie moim problemem. Hbs był tylko kontrolowany, a nie zostały podjęte żadne kroki w celu leczenia.
I zapewne tak było by nadal, gdyby nie pogarszające się moje samopoczucie w ostatnim roku. Tylko moje konsekwentne działanie i „nagabywanie” lekarza rodzinnego spowodowały, że rozpoczęliśmy wpierw badania jelit, żołądka, a następnie wątroby.
Wykazały one, że ilość kopii mojego Hbs jest alarmująca i konieczna jest konsultacja w przyszpitalnej przychodni hepatologicznej. Tam wykonano kilka specjalistycznych badań. Okazało się, że jestem poważnie chory – mam HBV – wirusowe zapalenie wątroby typu B. W wątrobie nastąpiłozwłóknienie 2-go stopnia (w skali czterostopniowej).
To potwierdziło, że muszę jak najszybciej poddać się leczeniu. Lekarz wyjaśnił mi działanie leków, nakreślił lekooporność wirusa na leki stosowane w refundowanej terapii, a także przedstawił mi możliwość leczenia analogami nukleozydowymi, które nie wywołują mutacji wirusa (lekooporności), ale jeszcze nie są refundowane w leczeniu pierwszoliniowym. Pomyślałem, cóż za absurd ! W Polsce refunduje się leczenie pacjentów lekami, które w Europie wycofuje się z leczenia, bo w prostej linii zabijają!
Miałem zatem do wyboru podjęcie terapii lekami, które u ogromnej większości chorych wywołują mutację wirusa – albo finansować sobie leczenie samemu i wygrać walkę z chorobą.
Moja sytuacja materialna kilka miesięcy temu pozwoliła mi na podjęcie leczenia drogim lekiem (pierwsza dawka została przyjęta w sierpniu). I choć terapia okazała się skuteczna już po trzech miesiącach leczenia – poziom wiremii [mnożenie kopii wirusa] spadł poza granice wykrywalności – zdałem sobie sprawę, że zaciskanie pasa na dłuższą metę jest nierealne, zważywszy, że muszę przyjmować ten lek do końca swoich dni, a jego miesięczny koszt to ponad 2000 zł !
Przy miesięcznym zarobku 2900zł netto przez pół roku sam kupowałem leki. Pieniądze, które zostawały po zapłaceniu faktury w aptece, pozwalały jedynie na wegetację. Ale to nie był koniec moich problemów. Od grudnia 2010 z powodu upadłości firmy w której pracowałem nie otrzymuję wypłaty. Zostałem bez pracy i środków do życia. Sytuacja jest dla mnie poważna. Zdaję sobie sprawę, że znalezienie nowej pracy nie będzie łatwe, nawet przy moim doświadczeniu i odrobinie talentu.
Nie mam za co kupić leku na następne miesiące. Zaprzestanie leczenia spowoduje wzrost wiremii, a nawet hiperwiremię, która może być przyczynkiem do raka wątroby, a w szybkim czasie – do zgonu.
Możesz mi pomóc przekazując swój 1% od podatku na rzecz Fundacji „GWIAZDA NADZIEI”, która zajęła się zbiórką funduszy na moje leczenie.
Dzięki Twojej pomocy uzbieram na lek, który uratuje mnie od przedwczesnej śmierci.
Pomóż mi spełnić moje nadzieje na dłuższe życie !
Ty i Twoi znajomi możecie pomóc przedłużyć moje życie o kolejne miesiące !