Historia Tadeusza Czarneckiego
Pierwsze problemy z moim zdrowiem pojawiły się pod koniec 2005. Wtedy też miałem pierwszy atak kolki wątrobowej. Lekarz pierwszego kontaktu nie bardzo potrafił mi pomóc. Ponieważ ból w okolicy prawego podżebrza był bardzo duży, a moje oczy się zażółciły, postanowiłem szukać przyczyn u specjalistów. W maju roku 2007 zdiagnozowano u mnie chorobę PSC oraz Colitis wraz z kilkoma następstwami powyższych schorzeń. W miesiąc później dzięki Pani doktor, która mnie prowadziła udałem się do ośrodka w Szczecinie, który miał uprawnienia do kierowania chorych na przeszczep wątroby, który okazał się konieczny. Wpisano mnie na listę aktywnych oczekujących na transplantację i w czerwcu 2008 r. doszło do przeszczepu wątroby. Potem rekonwalescencja i powrót do pracy.
Od tamtego czasu byłem pod ścisłą opieką poradni transplantacyjnej w szczecinie, gdzie jeździłem w celu systematycznego sprawdzania stanu zdrowia. Podczas jednej z takich wizyt w Szczecinie we wrześniu 2011 r. badania krwi wykazały wzrost prób wątrobowych. Skierowano mnie na pobyt szpitalny celem dalszej diagnostyki w październiku 2011 roku. Po szeregu badań okazało się, że choroba wróciła. Dziś wiem, że nawrót choroby jest szybszy i cięższy niż za pierwszym razem, dlatego też obecnie znów jestem na liście aktywnych oczekujących na transplantację wątroby. Straciłem ok. 35% masy swojego ciała i cały pożółkłem.
Znów wszędzie poruszam się z telefonem i wynikami moich badań, bo telefon w sprawie transplantacji może zadzwonić w najmniej oczekiwanym momencie. Znów nic nie jestem w stanie zaplanować, nawet co będę robił dziś wieczorem. Jak udowodniło życie, w każdej chwili mogę znaleźć się w szpitalu po incydencie kolki wątrobowej lub gorączki.
Moja żona Anna, syn Maksymilian (7 lat), córka Kinga (3 lata) i mój najmłodszy syn Samuel 2-letni, trzymają w ryzach mój dystans do choroby i dają szalenie duże wyzwanie co do mojej przyszłości. Chwile spędzone z rodziną zawsze były i będą bezcenne, a radość z wychowywania dzieci jest dla mnie nieocenionym darem od życia. Niestety choroba i jej postęp odbierając mi siłę, odbierają możliwość pozostawania z moimi dziećmi sam na sam. Przestaję mieć siłę aby je choćby wziąć na ręce i ponosić, a nawet aby podbiec za nimi parę metrów. Pozostaje mi czekanie na kolejną transplantację oraz nadzieja, że tym razem będzie to koniec walki z chorobą.
W trakcie jednej z moich systematycznych wizyt w poradni transplantacyjnej stan mojego zdrowia się pogorszył, czemu dodatkowo zaczął towarzyszyć ból brzucha. W wyniku tego zostałem przyjęty na odział hepatologii i transplantacji wątroby w trybie pilnym w dniu 21.08.2013 r. Powodem jak się okazało było stale powracające zapalenie dróg żółciowych. Na tym oddziale też kontynuowałem czekanie na przeszczepienie wątroby. Po mimo w miarę stabilnego stanu, wyniki systematycznie pogarszały się.
W dniu 04.10.2013 roku zostałem podany kolejnej transplantacji wątroby. Stan mojego zdrowia systematycznie się poprawiał. Wyniki zaczęły opadać i powoli zbliżać się do górnych granic. Rekonwalescencja przebiegała poprawnie i przed opuszczeniem szpitala byłem już w stanie wychodzić raz, dwa razy dziennie na 8 piętro. Opieka lekarzy, pielęgniarek i rehabilitantów dawała natychmiastowe efekty i w 14 dobie po przeszczepieniu zostałem wypisany ze szpitala. Przez okres około dwóch tygodni zakwaterowałem się w okolicy szpitala, aby wyrównać odporność i być do dyspozycji na wypadek gwałtownego pogorszenia stanu zdrowia.
Obecnie przebywam w domu z rodziną odbywając dalszą część rehabilitacji po operacyjnej.
Moja skóra jest biała i obecnie nikt z postronnych osób nie byłby w stanie rozpoznać mnie, jako osobę po przebytym przeszczepieniu wątroby. No może tylko zdradza mnie moja niska masa ciała bo jeszcze nie "odrobiłem" zaległości. Ale na to przyjdzie czas.
Chcę z tego miejsca podziękować Fundacji "Gwiazda nadziei" za wsparcie mnie swoją opieką i okazaną pomocą w refundowaniu kosztów leczenia.
Serdecznie Wam za to dziękuję.