Jan - ur. 1972 r.
O mojej chorobie dowiedziałem się po raz pierwszy w 1998 roku, kiedy w szpitalu wojskowym (powołanie do służby wojskowej po studiach) wykryto u mnie Hbs. Tamtejszy lekarz orzekł niezdolność do służby wojskowej, oraz zalecił natychmiastowe skontaktowanie się z przychodnią hepatologiczną.
Nikt nie jest mi w stanie powiedzieć kiedy i jak mogłem się zarazić. Jest duże prawdopodobieństwo, że nastąpiło to podczas mojej operacji (jako 8 letnie dziecko) w nieistniejącym już Szpitalu Dziecięcym, kiedy wycinano mi ropień w tzw. "noso-gardle". Możliwym jest tez zakażenie mnie podczas badań alergicznych. Wynikałoby z tego, że żyłem z wirusem Hbs już od 8 roku życia.
Trudno mi oceniać, czy ktoś popełnił świadomy błąd, ale jedno jest pewne, żaden z lekarzy przez 12 lat nie zainteresował się poważnie moim problemem. Hbs był tylko kontrolowany, a nie zostały podjęte żadne kroki w celu leczenia.
I zapewne tak było by nadal, gdyby nie pogarszające się moje samopoczucie w ostatnim roku. Tylko moje konsekwentne działanie i "nagabywanie" lekarza rodzinnego spowodowały, że rozpoczęliśmy wpierw badania jelit, żołądka, a następnie wątroby.
Wykazały one, że ilość kopii mojego Hbs jest alarmująca i konieczna jest konsultacja w przyszpitalnej przychodni hepatologicznej. Tam wykonano kilka specjalistycznych badań. Okazało się, że jestem poważnie chory - mam HBV - wirusowe zapalenie wątroby typu B. W wątrobie nastąpiłozwłóknienie 2-go stopnia (w skali czterostopniowej).
To potwierdziło, że muszę jak najszybciej poddać się leczeniu. Lekarz wyjaśnił mi działanie leków, nakreślił lekooporność wirusa na leki stosowane w refundowanej terapii, a także przedstawił mi możliwość leczenia analogami nukleozydowymi, które nie wywołują mutacji wirusa (lekooporności), ale jeszcze nie są refundowane w leczeniu pierwszoliniowym. Pomyślałem, cóż za absurd ! W Polsce refunduje się leczenie pacjentów lekami, które w Europie wycofuje się z leczenia, bo w prostej linii zabijają!
Miałem zatem do wyboru podjęcie terapii lekami, które u ogromnej większości chorych wywołują mutację wirusa - albo finansować sobie leczenie samemu i wygrać walkę z chorobą.
Moja sytuacja materialna kilka miesięcy temu pozwoliła mi na podjęcie leczenia drogim lekiem (pierwsza dawka została przyjęta w sierpniu). I choć terapia okazała się skuteczna już po trzech miesiącach leczenia - poziom wiremii [mnożenie kopii wirusa] spadł poza granice wykrywalności - zdałem sobie sprawę, że zaciskanie pasa na dłuższą metę jest nierealne, zważywszy, że muszę przyjmować ten lek do końca swoich dni, a jego miesięczny koszt to ponad 2000 zł !
Przy miesięcznym zarobku 2900zł netto przez pół roku sam kupowałem leki. Pieniądze, które zostawały po zapłaceniu faktury w aptece, pozwalały jedynie na wegetację. Ale to nie był koniec moich problemów. Od grudnia 2010 z powodu upadłości firmy w której pracowałem nie otrzymuję wypłaty. Zostałem bez pracy i środków do życia. Sytuacja jest dla mnie poważna. Zdaję sobie sprawę, że znalezienie nowej pracy nie będzie łatwe, nawet przy moim doświadczeniu i odrobinie talentu.
Nie mam za co kupić leku na następne miesiące. Zaprzestanie leczenia spowoduje wzrost wiremii, a nawet hiperwiremię, która może być przyczynkiem do raka wątroby, a w szybkim czasie - do zgonu.
Możesz mi pomóc przekazując swój 1% od podatku na rzecz Fundacji "GWIAZDA NADZIEI", która zajęła się zbiórką funduszy na moje leczenie.
Wystarczy w deklaracji PIT wpisać
nr KRS tej organizacji: 0000298237
W informacjach uzupełniających wpisać: JAN
Tak niewiele, a tak dużo !
Dzięki Twojej pomocy uzbieram na lek, który uratuje mnie od przedwczesnej śmierci.
Pomóż mi spełnić moje nadzieje na dłuższe życie !
*********************
Datki na leczenie można również przekazywać na konto Fundacji z adnotacją: "JAN - na leczenie".
Numer konta Fundacji:
81 1940 1076 3045 2145 0002 0000
Ty i Twoi znajomi możecie pomóc przedłużyć moje życie o kolejne miesiące !