Historia Anny Klimek
Na imię mam Anna. Urodziłam się w 1964 roku i pochodzę z Torunia.
Choruję na bardzo rzadką chorobę genetyczna, nazywa się ona Choroba Wilsona. Polega ona złym metabolizmie miedzi w organizmie. Nie wydalana miedź odkłada się w mózgu, oczach, macicy (u kobiet) oraz w wątrobie. Ja mam dwie postacie choroby: wątrobową i neurologiczna. Ta druga jest bardzo uciążliwa, gdyż objawia się min. ruchami pląsawiczymi kończyn, bełkotliwą mowa, kłopotami z przełykaniem oraz wieloma innymi dysfunkcjami.
Choroba ujawniła się u mnie w wieku 25 lat. Przez 4 lata nie chodziłam, nie mówiłam i nie widziałam. Obecnie mam kłopot z pisaniem (mikrografia pozapiramidowa), z czynnościami zamierzonymi (np. posmarowanie chleba masłem) i mową. Natomiast odmiana wątrobowa jest równoznaczna z marskością wątroby.
W 2006 r. zostałam poddana transplantacji wątroby, która miała mi pomóc również na płaszczyźnie neurologicznej. Przez półtorej roku było widać poprawę: zaczęłam pisać, wyraźnej mówiłam, miałam mniej ruchów pozapiramidowych. Po tym okresie mój stan zdrowia się pogorszył. Po badaniach okazało się ze mam nietypową mutacje choroby właściwej i przeszczep, który miał zahamować odkładanie miedzi w organizmie, nie przyniósł zamierzonego efektu. Nie wiem czy przyczyną mogła być żółtaczka typu "B", którą przeszłam po przeszczepie bezobjawowo. Choroba odcisnęła swoje piętno również na nerkach. Mam zdiagnozowaną nefropatię, która przejawia się nerkami torbielowato - gąbczastymi ze złogami. Zażywane leki immunosupresyjne powodują pogarszanie i tak złego już ich stanu zdrowia. Poinformowano mnie, że muszę się liczyć z możliwością transplantacji również nerki.
Jak to w życiu bywa, choroby chodzą parami, a w moim przypadku stadami. Podczas transplantacji okazało się, że mam patologiczna macicę, całą obsianą mięśniakami na zewnątrz. Usunięto mi ją w roku 2007. W wyniku niewydolnej wątroby miałam powiększoną śledzionę co skutkowało leukopenią i trombocytopenią. W 2009 r. poddano mnie zabiegowi splenektomii (usuniecie śledziony).
W lutym 2013 r. po długim okresie poszukiwań przyczyn potwornych bóli stawów i mięśni, zdiagnozowano u mnie boreliozę. Ta choroba powaliła mnie pod względem psychicznym. Przeszłam depresję, która jest objawem klinicznym boreliozy. Teraz cały czas zmagam się z okropnymi bólami, przede wszystkim stawów biodrowych i barkowych oraz mięśni. Chodzenie, niby prosta czynność, jest dla mnie nie lada wysiłkiem. Po konsultacjach lekarskich stwierdzono, że jedynym wyjściem dla mnie będą endoprotezy stawów biodrowych.
Starałam się po krótce przedstawić swoją historię.
Wisienką na torcie mojej historii niech będzie to, że dnia 31 sierpnia 2013 r. wzięłam ślub kościelny z męską odmianą anioła o imieniu Edward, a 2 września byłam w podróży poślubnej w szpitalu zakaźnym na kuracji antybiotykowej przeciw boreliozie.
I pomimo, a może właśnie dlatego, że tyle doświadczyłam i cały czas doświadczam - kocham życie, bo jest moje i tylko jedno!