Historia Aleksandry
Nazywam się Aleksandra Jakubowska, urodziłam się w 1977 roku. Mam przewlekłe WZW typu B. Zaraziłam się prawdopodobnie w niemowlęctwie (jako wcześniak miałam kilkakrotnie przetaczaną krew).
O chorobie dowiedziałam się przypadkowo w 1998 r. podczas wykonywania innych, rutynowych badań. Od tego czasu pozostaję pod kontrolą lekarzy w przychodni przy Szpitalu Zakaźnym w Bydgoszczy. W oparciu o wyniki kilku biopsji na przestrzeni ostatnich lat, stan mojej wątroby systematycznie się pogarszał.
Z uwagi na silną krótkowzroczność (-8,5 dioptrii) oraz dodatkowe choroby (m.in. astma i łuszczyca), zapadła decyzja o leczeniu lekiem przeciwwirusowym,
z pominięciem interferonu. Lekarze stwierdzili, że zaczynając od lamiwudyny (niska skuteczność, szybka lekooporność, mutacja wirusa) znacznie ogranicza się późniejsze efekty terapeutyczne i poważnie zmniejsza się szanse na leczenie innym lekiem i zalecali leczenie entekawirem, jako najlepszym wyborem, szczególnie w moim przypadku. NFZ nie refundował jednak tego leku. Musiałam zatem podjąć trudną decyzję o rozpoczęciu terapii i pokrywaniu jej kosztów z własnych środków. Było to w 2009 roku, kiedy to Dyrektor Departamentu Gospodarki Lekami w Centrali NFZ dawał nadzieję na zmiany w programie lekowym, aby nie tylko chorzy z lekoopornością na lamiwudyne mogli leczyć się entekawirem (Baraclude) jako lekiem pierwszego rzutu, tak jak w innych krajach, gdzie lamiwudyna została wycofana. Te zmiany w końcu nadeszły, ale nie dla wszystkich, lecz dla bardzo wąskiej grupy pacjentów, do których ja się niestety nie zaliczałam.
Przez pięć lat każdego miesiąca wydawałam 1900 zł. na zakup terapii. Ze względu na bardzo niskie zarobki nie byłam w stanie sama pokrywać tych wydatków (cała moja pensja wynosi dużo mniej niż miesięczny koszt leczenia). Dlatego na moje leczenie składała się cała moja rodzina (mama, siostra i dopóki żyła – babcia). Na leczenie poszły wszystkie nasze oszczędności i wzięte na ten cel kredyty.